Początek, czyli prolog


Byłabym świnią, gdybym życzyła komuś, by był nie-hetero. I tu całkowicie nie żartuję. Naprawdę byłabym świnią. Bycie osobą Queer jest po prostu trudne. I mogłabym wyzywać, że Polska, a nie San Francisco, że prawica i że lewica, że Tusk i Kaczyński, że katolicy i żydzi, że kiełbasa i że nie bakłażan, ale nie o tym będzie ta historia. Ta historia będzie o mnie. Tytuł jest złudzeniem optycznym.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: Ktoś – najpewniej iluzjonista w smokingu bez muchy i apaszce bez gustu siada przed wami i mówi:

— Zwą mnie Czaro-RO-dziej i oczaruję cię swym czarem! — Po czym wyciąga zza tego smokingu bez gustu (a nie, to apaszka była bez gustu. Smoking nie miał jedynie muszki) planszę, ale jeszcze jej nie pokazuje. — zaraz zobaczysz iluzję psa! Skup się na niej, przymruż oczy i powiedz, co widzisz. —  Energiczne odsłania plansze.

I widzisz psa… Dokładnie tak, jak mówił. I już chcesz parsknąć: idiota, ale przypominasz sobie, że coś szepnął o mrużeniu oczu. I teraz on myśli o tobie idiota, bo widzi, żeś się zapatrzył i że zaraz zobaczysz to, co masz zobaczyć, a czego wcześniej dostrzec nie mogłeś. A pies skręca się mocno, wygina na lewo, lekko marszczy nos i nawet nie wiesz, kiedy z psa robi się baba z garbatym nosem i okularami, co idzie (albo jak to mówią w moim mieście cieknie) z workiem na plecach w stronę Ryneczeku.

Bo właśnie tym jest moja książka. Po tytule, choć zupełnie słusznym, ludzie mają wiedzieć, że jest to historia pewnej lesbijki. Myk polega na tym, że ja nie jestem tylko lesbijką i że moje życiowe historie nie są tylko o: lesbijstwie i o dziewczynach, o klubach i chlaniu z gejami… i o paradach równości (bo na takiej nawet jeszcze nie byłam, a szkoda).

I tu zataczamy koło, bo ta książka będzie o tym, że: Polska, a nie San Francisco, że prawica i że lewica, że Tusk i Kaczyński, że katolicy i żydzi, że kiełbasa i że nie bakłażan.

Nie trwóżcie się jednak, bo mam wam do opowiedzenia trochę dobrych historii, kilka złych i całkiem sporo tych z gatunku Monty ‘go Pythona, czyli irracjonalnie śmiesznych. Ja sama o sobie zwykle mawiam, że: „Moje życie to groteska”, a gdy słyszę, że jestem dziwna to z uśmiechem na ustach dziękuję za wyróżnienie, a w myślach dziękuję i sobie, że nadal jestem oryginalna (nawet na Facebooku mam w opisie: „I’m limited edyction” (napis widnieje od 2012 roku, więc proszę zrozumieć ówczesne trendy)).

A skoro kiełbasę wyborczą już wam dałam, to przyszła pora mnie rozliczyć… Miłego czytania!

Autorka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tastament

Latające Ryby